Wczoraj w ramach wycieczki na bożonarodzeniowy jarmark odwiedziliśmy Drezno. Zawsze przy okazji takiego wyjazdu staram się poznać coś nowego, znaleźć miejsce do którego następnym razem moglibyśmy zaprosić naszych turystów. Takim miejscem, zresztą znanym mi już wcześniej, ale ostatnio odnowionym i oddanym odwiedzającym jest wyjątkowe muzeum jakie powstało w drezdeńskiej twierdzy. Odnowionym to może nie jest zbyt dobre słowo, bo to co zrobiono w tych podziemiach to zupełnie nowa jakość zwiedzania.
Do podziemi twierdzy zjeżdża się windą z promenady Tarasy Brühla. Zanim wjedziemy do środka wita nas żołnierz w historycznym mundurze, z którym oczywiście możemy zrobić sobie zdjęcie. Jadąc windą ukazuje nam się wyświetlana na jej ścianie wskazówka pokazująca poziom, do którego się udajemy. To rzecz drobna, ale bardzo sympatyczna. Poza tym stanowi to swoisty wstęp do tego co za chwilę nas spotka. Kasa wygląda tradycyjnie. Bilet normalny kosztuje 10 euro, dzieci i uczniowie zapłacą tylko po symbolicznym 1 euro. Zanim udamy się w głąb kazamatów, odbieramy jeszcze słuchawki tzw. audioguide, z tym że te są duże i zakrywają całe uszy, a w oczy rzuca się świecąca przez cały czas zielona dioda.
Wchodzimy do środka. Wszędzie jest ciemno. Pierwsze zaskoczenie, że zamiast głosu lektora opowiadającego o znajdujących się w muzeum eksponatach słyszymy muzykę. Zaczynamy się domyślać, że nie będzie to zwykłe zwiedzanie, ale podróż przez historię Drezna z wykorzystaniem wielu zmysłów. Drugim zaskoczeniem jest to, że w muzeum nie znajdują się tradycyjne eksponaty. Wszystko odbywa się dzięki pracy multimedialnych rzutników, a my stajemy się współaktorami wydarzeń z zamierzchłych czasów.
Kiedy w trakcie zwiedzania wychodzimy na chwilę na powierzchnię i stajemy na dawnych murach, zaczyna nam się wydawać, że bierzemy udział w prawdziwej bitwie. Kanonada wystrzałów, rozkazy dowódców, jęki rannych są tak sugestywne, że gdy zanurzamy się z powrotem w ciemności oddychamy ulgą, że to tylko taki rodzaj spektaklu. Za chwilę jednak poziom emocji wzrasta ponownie, bo znajdujemy się w pomieszczeniu, które przypomina nam o wielkim pożarze miasta. Dym, na ścianach czerwone ognie płomieni działają na wyobraźnię, a nam wydaje się, że naprawdę jesteśmy w palącym się pomieszczeniu. Chwilę spaceru później iluminacja pokazuje nam powódź Drezna. Najpierw po ścianach zaczynają spływać krople deszczu, za chwilę mamy wrażenie, że grozi nam utoniecie, na koniec brodzimy w szlamie zalegającym podłogę po odejściu wody.
Ale przecież historia Drezna nie była tylko mroczna, pełna wojen i kataklizmów. Wchodzimy do sali, w której ma miejsce wielki bal. Gra muzyka a w “oknach ściany” widzimy tańczące pary. Oglądamy postaci ważne dla historii tego miasta, które mówią bezpośrednio do nas. Kiedy niechcący schodzimy z właściwej “ścieżki” zwiedzania głos w słuchawkach woła nas, że poszliśmy niewłaściwą drogą i powinniśmy zawrócić. I tak jest przez jakieś półtorej godziny wycieczki po podziemnym Dreźnie. Kiedy w końcu dochodzimy do kurtyny przez którą opuścimy muzeum, dwaj iluminowani mieszkańcy miasta zapraszają nas do wyjścia. Znajduje się za nim sklep z pamiątkami.
Niestety muszę też napisać, że zwiedzając podziemia twierdzy ustawić w słuchawkach możemy tylko niemiecką lub angielską wersję językową. Może można to tłumaczyć tym, że muzeum jest nowe i kolejne wersje języków zostaną jeszcze wprowadzone. Doświadczenie podpowiada mi jednak, że ten problem ma miejsce również w innych atrakcjach turystycznych Saksonii. Jeżeli będzie czytał to ktoś kto ma na to wpływ apeluję o polskie “audioguide” wszędzie gdzie się to tylko da, bo turystów z Polski jest tutaj dużo, a to ułatwiłoby im zwiedzanie i mogłoby być ich w Saksonii jeszcze więcej. Tymczasem każdemu kto odwiedzi Drezno polecam wizytę w Festung Dresden.